wtorek, 14 grudnia 2010

Jakie jest to moje czuwanie?


Czas biegnie nieubłaganie. Jeszcze kilka chwil temu zapalaliśmy świece na grobach naszych najbliższych w "zaduszkowej" refleksji i modlitewnej pamięci, a dziś już mija kolejny dzień, podczas którego płonie trzecia świeca na adwentowym wieńcu. "Tempus fugit", czas ucieka. Ciągle zbliżamy się do chwili, która będzie objawieniem tego co tajemnicze. Chwili, podczas której spadnie zasłona z naszych oczu i ujrzymy Pana, który stanie pośród nas. Tylko czy tak przeżywamy ten adwentowy spacer przez naszą codzienność? Czy faktycznie czuwamy oczekując Pana, który przyjdzie do swoich?
Coraz częściej słyszę pytanie młodych chrześcijan: "dlaczego wy księża nie pozwalacie nam chodzić na zabawy, dyskoteki podczas adwentu, skoro jest to okres radosnego oczekiwania?". I wtedy ja pytam: "Czy wyszedłbyś z domu i poszedł na zabawę oczekując przyjścia osoby, którą bardzo kochasz, a która ma w tym czasie pojawić się w twoim mieszkaniu?". Myślę, że nie! Tak też jest i z tym naszym oczekiwaniem na Chrystusa. On chce wejść do naszego serca, chce tam odnaleźć miejsce. Trzeba tylko mieć to serce zajęte Bogiem, przygotowane na Jego obecność, czyli wolne od zaganiania w sprawach świata. Trzeba mieć serce czuwające, czyli oderwane od hałasu, zamętu i szumu, a rozmodlone, wyciszone i czyste. Tak trzeba, bo Bóg tęskni za nami i pragnie wejść do naszego wnętrza.

Myśl do medytacji:
"Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. "

Wydarzenia:
W miniony weekend przeżyliśmy piękny czas adwentowego skupienia w murach klasztoru Mniszek Klarysek w Kłodzku. Piękna przygoda, a zarazem wyprawa w świat Biblii i obecności Boga. Wszystkim, którzy byli pomocni w zorganizowaniu tego wydarzenia oraz w nim uczestniczyli z serca dziękuję.

Intencje:

* o dobre owoce czasu skupienia w Kłodzku;

* o światło Ducha Świętego na czas prowadzenia rekolekcji w Lądku Zdroju i za tę wspólnotę;

* o radość i czujność wiary dla naszej młodzieży;


niedziela, 31 października 2010

Odnaleźć swoją sykomorę


Kiedy słucham ewangelicznej sceny z życia Zacheusza dostrzegam w niej opis aktualnej kondycji duchowej wielu z nas - chrześcijan XXI wieku. Bardzo często zanurzeni w przeciętności świata, w jego przywiązaniu do spraw doczesnych, materialnych, zostajemy przygaszeni tłumem pędzącym w kierunku bezsilności i beznadziei. Nasz niski duchowy wzrost, jak u Zacheusza, przysłania nam piękno wiary i Oblicza Boga. Dusimy się i miotamy w szarym biegu codzienności. I wtedy trzeba zdobyć się na odwagę odnalezienia naszej sykomory, która wyniesie nas ponad bezbarwny tłum. Trzeba może nawet pozwolić na wyśmianie przez tych "roztropnych mędrców", które pewnie nie ominęło i Zacheusza wspinającego się na drzewo. Trzeba poderwać się do góry i ponieść trud mozolnej wspinaczki, aby "móc Go ujrzeć" i usłyszeć słowa Jezusa: "dziś muszę się zatrzymać w twoim domu".
Oby nie zabrakło nam odwagi i duchowej fantazji, która pozwoli wyjść ponad to co przeciętne i podejmie Boga w domu naszego życia.

*****

Bóg jest samotny.
Wynaleźliśmy światło -
- a co z światłem wiary?

Bóg jest samotny.
Puste kościoły
serca zajęte

Bóg jest samotny.
Chce porozmawiać!
Boimy się modlitwy.

Bóg jest samotny.
Co teraz robisz?

*****

Myśl do medytacji:
"Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest"

Wydarzenia:
Tydzień minął pod znakiem zmierzania się z pracą katechetyczną w szkole. Dodatkowo w sobotę uczestniczyliśmy w obrzędzie kandydatury i nałożenia tunik w katedrze świdnickiej. I jeszcze Rada Duszpasterska.

Intencje:

* o pragnienie świętości dla nas wszystkich;

* za kleryka Darka i Pawła o wytrwanie i gorliwość;

* o radość nieba dla naszych zmarłych;


niedziela, 24 października 2010

Dla tych, którzy nie są z tego świata...


Te słowa chciałbym zadedykować wszystkim, szczególnie młodym ludziom, którzy jako chrześcijanie, katolicy czują się ludźmi nie z tego świata. Dziś miałem spotkanie formacyjne z młodzieżą i podczas naszej dyskusji okazało się, że w sercach młodych uczniów Chrystusa pojawiają się odczucia zagubienia, poplątania i niejasności. Może nawet rodzą się pytania: kim tak naprawdę jestem? Czy wiara ma sens? Czy warto być mniej "trendy", aby utrzymać w sercu zasady, które niejednokrotnie odczytywane są jak przestarzała tradycja, zabobon? Warto! Choć to niejednokrotnie kosztuje wiele wyrzeczeń, to jednak jest miarą wielkości Waszego serca i odwagi walki z przeciętnością. Wobec tych wszystkich zniewoleń, które tak często opanowują świat i jego mieszkańców wiara jest receptą na prawdziwą wolność - wolność wewnętrzną, której nikt i nic nie może nas pozbawić. Wolność, która pozwala wzbijać się na wyżyny pięknego człowieczeństwa. Jeśli tylko o taką wiarę walczymy, wtedy zdobywamy nadzieję, która pozawala przebić się przez nurt otępienia i bezsensowności. Wygrywamy miłość, bez której usycha nam serce. I nie martwcie się, że powiedzą Wam iż jesteście nie z tego świata - mają rację. Bo człowiek wiary to człowiek NIEBA!!!!
Odwagi i głowa do góry!

*****

Bóg wczoraj płakał.
Usiadł na kamieniu i płakał.
(ja boję się płaczu!)

Dlaczego płaczesz? - zapytał Go kamień?
Świat nie kocha Miłości - usłyszał.
(ja boję się Miłości!)

Jedna łza spłynęła.
JESTEM samotny - cisza.
Samotność Boga.

Bóg wczoraj płakał!
Czy dzisiaj się uśmiechnie?

*****

Myśl do medytacji:
"Nie lękaj się i nie mów: jestem młody, ale idź..., Ja będę zawsze z tobą"

Wydarzenia:
Jesień daje się we znaki - trochę otępienia ciała. Małe dolegliwości, które uczą pokory. I jeszcze nauka gry na gitarze - to dopiero lekcja pokory!!!

Intencje:

* o odwagę wiary konsekwentnej dla młodych chrześcijan;

* o mądrość dla tych, którzy nas prowadzą;

* za młodzież naszej diecezji;






środa, 4 sierpnia 2010

Nowe wyzwanie i prośba o wsparcie


Oj, oj, oj. Bardzo często człowiek przyzwyczaja się do swojego świata przyjaciół, obowiązków i otoczenia. Staje się to wszystko jego drugą naturą, która niestety powoduje stagnację, otępienie. Nic się nie zmienia, wszystko biegnie starym torem, a my jesteśmy spokojni i ..... zaspani w swym działaniu. Pan Bóg lubi jednak wtedy poprzestawiać klocki naszej codzienności lub wrzucić nas w wir nowych spraw, aby ubogacić nasze życie. Doświadczyłem tego i ja w ostatnich dniach.
Po powrocie z wakacji, a właściwie to jeszcze podczas ich trwania, otrzymałem od Ks. Biskupa nowe zadanie, które mobilizuje mnie do poproszenia o wsparcie i modlitwę. Otóż zostałem powołany na stanowisko Diecezjalnego Duszpasterze Młodzieży w Diecezji Świdnickiej. Z jednej strony sprawiło mi to ogromną radość, ponieważ kocham pracę wśród młodych ludzi. Jednak związane jest to z nowymi wyzwaniami i zobowiązaniami, które wcale nie są proste. Z tego powodu ośmielam się prosić o wsparcie modlitewne oraz przesyłanie ewentualnych propozycji i oczekiwań ludzi młodych płynących w stronę Kościoła i Duszpasterstwa Młodzieży.

(propozycje można przesyłać na mojego e-maila: dominik-wargacki@wp.pl)

Z góry dziękuję za życzliwość i wsparcie.

Myśl do medytacji:
"Strach zapukał do drzwi... Otworzyła mu Odwaga i nie było już nikogo"

Wydarzenia:
Wakacyjny pobyt w Zakopanem dobiegł końca. Teraz piękno pracy parafialnej staje się na nowo codzienną rzeczywistością. Dodatkowo rodzą się przemyślenia związane z nowymi wyzwaniami i zadaniami.

Intencje:
Wspieramy duchowo wszystkich pielgrzymów zmierzających na Jasną Górę oraz młodzież naszej diecezji.





środa, 21 lipca 2010

Prawdziwe oblicze człowieka


Lubię patrzeć na ludzkie twarze - te radosne i te smutne. Są dla mnie zawsze jakimś objawieniem się piękna Boga, który w człowieczeństwie uczynił swój dom w Jezusie Chrystusie. Patrzę i widzę, choć często gubię ostrość. Dlaczego?
Człowiek zgubił istotę człowieczeństwa. Oddalając się od Stwórcy zagubił pierwiastek, który wyróżnia go z całego stworzonego świata. Nie wie kim jest i dokąd zmierza. Nie potrafi odnaleźć nadziei, sensu, radości. Ciągle błądzi w materialnej iluzji ziemskiej rozkoszy, zysku, posiadania. Staje się tym za czym goni - martwym elementem świata. Smutne.
A przecież może być inaczej. Można jeszcze odnaleźć Tego, który czyni w nas ciągle na nowo oblicze prawdziwego człowiek. Odrobina wysiłku, modlitwy i Ewangelicznej Drogi sprawi, że raz jeszcze ponowi się cud stworzenia prawdziwego człowieka - na obraz i podobieństwo Boże. Trzeba tylko chcieć, trzeba tylko zawalczyć i odnaleźć receptę w mądrym wskazaniu św. Katarzyny ze Sieny: "Usiądź u źródła swego istnienia, którym jest Bóg, i wpatruj się w nie. Na początku niczego nie będziesz widział, bo emocje, myśli, roztargnienia będą powodowały, że tafla będzie zmącona. Ale gdy dasz sobie czas, okaże się, że w idealnie czystej tafli ujrzysz rysy własnej twarzy".

Myśl do medytacji:
"Usiądź u źródła swego istnienia, którym jest Bóg, i wpatruj się w nie. Na początku niczego nie będziesz widział, bo emocje, myśli, roztargnienia będą powodowały, że tafla będzie zmącona. Ale gdy dasz sobie czas, okaże się, że w idealnie czystej tafli ujrzysz rysy własnej twarzy".

Wydarzenia:
Wakacyjny pobyt w domu rodzinnym. Sporo czasu na lekturę. Oj, sporo!

Intencje:
Pragnę modlić się za wszystkich zagubionych, którzy nie potrafią dostrzec piękna swojego oblicza, aby odnajdując Boga, odkryli dar w nich złożony.

niedziela, 20 czerwca 2010

Być kimś...


Tak często w życiu szukamy sytuacji, które spowodują, że zaczniemy się liczy w naszym społeczeństwie. Pragniemy zachwycić sobą innych ludzi, aby zdobyć pozycję i uznanie. Sprawić coś, aby stać się KIMŚ, by coś znaczyć. I oto z ust św. Pawła zostaje nam podana recepta, która sprawi, że prawdziwie osiągniemy realizację tych pragnień, nie powodując tym jednak poniżenia innych. „Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie”. Pragnę zachęcić do tego, abyśmy te słowa potraktowali na serio. Byśmy odpuścili sobie fatalne wyścigi szczurów, przekorne utarczki czy agresję, a zrozumieli, że wszyscy jesteśmy KIMŚ, ale tylko w Jezusie Chrystusie.

Myśl do medytacji:
„Wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa”.

Wydarzenia:
W piątek zakończyliśmy nasz duszpasterski plan tegorocznej formacji w „Przystani”. Zaczynam mocniej krzątać się wokół spraw związanych z naszymi letnimi rekolekcjami. Najpierw walczę na modlitwie, ale i zaczynam rozgrzewać umysł i zakasywać rękawy do pracy. A jest co robić.

Intencje:
O światło Ducha Świętego na czas rekolekcji oraz o wyciągnięcie zagubionych duszyczek z opresji.

niedziela, 6 czerwca 2010

Wielk prorok powstał między nami - bł. Ks. Jerzy


„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (...)
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość,
niebezpieczeństwo czy miecz?
Jak to jest napisane:
Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień,
uważają nas za owce na rzeź przeznaczone.
Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu,
który nas umiłował”.

Te słowa z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian zdają się współbrzmieć z dzisiejszym wydarzeniem beatyfikacji Ks. Jerzego Popiełuszki.
Kiedy patrzymy na współczesny nam świat to można dojść do wniosku, że atak zła staje się jakby coraz silniejszy. Coraz to więcej osób odchodzi od wiary, coraz to silniej pragnie się ośmieszyć ludzi modlitwy, którzy stają po stronie przykazań, wiary i nauczania Kościoła. Agresja wzrasta i niejednokrotnie połyka także nas. I tu zatrzymujemy się nad tajemnicą śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, która właśnie w kontekście tych spostrzeżeń powinna być dla nas wielką przestrogą, do czego może doprowadzić nienawiść do wiary, do Kościoła, do człowieka.
19sty października 1984 roku to data, która głęboko zapadła w serca wielu Polaków. To właśnie wtedy Ks. Jerzy Popiełuszko - kapelan Solidarności, obrońca praw człowieka i kapłan wielkiej wiary padł ofiarą tajemnicy ogromu zła i walki z Kościołem. Ten dzień to chwila, w której realizowały się słowa wypowiedziane przez samego Chrystusa: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity”.
Ziarno! Tajemnica życia tego wielkiego człowieka. Kapłana, który dla dobra swych owiec nie ugiął się pod presją prześladowań, pomówień, nacisków.
Jako młody człowiek, kleryk oraz kapłan, nie wyróżniał się żadnymi cechami, które w oczach świata mogłyby czynić go wielkim. Urodzony w prostej, ubogiej rodzinie. Przeszedł czas formacji seminaryjnej, przerwanej przez nakaz władz państwowych służbą wojskową. I tak 28 maja 1972 r. został kapłanem, przyjąwszy święcenia z rąk Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na swoim obrazku prymicyjnym zapisał znamienne słowa: "Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc". A co głosił?
Jeśli dokładnie wsłuchamy się w treść wypowiadanych przez niego słów zobaczymy jak bardzo zależało mu na tym aby, podkreślić wielkość człowieka, aby raz jeszcze zauważyć jak wielkim darem jest Ojczyzna oraz jak bardzo potrzeba nam prawdziwie chrześcijańskiego stylu życia.
Ks. Popiełuszko walczył o dobro człowieka! Walczył o to, bo on sam potrafił uszanować dar, który Bóg w nim złożył. W 1984 roku wołał: „Tak Bóg umiłował człowieka, że uczynił go swoim dzieckiem, podniósł go do godności dziecka Bożego. I od nas zależy, czy ten dar godności dziecka Bożego doniesiemy do samego końca naszej życiowej drogi. (...) Zachować godność to być sobą w każdej sytuacji życiowej. To stać przy prawdzie, choćby ona miała nas wiele kosztować. Bo prawda wypowiadana w słowie kosztuje. (...) Każda rzecz, każda sprawa wielka musi kosztować i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe”.
Dalej przestrzegał:
„Nie zachowasz w pełni godności gdy w jednej kieszeni będziesz nosił różaniec, a w drugiej książeczkę innej ideologii. Nie możesz jednocześni służyć Bogu i mamonie. Nie możesz jednocześni służyć dwom panom. Musisz dokonać wyboru, ale dokonać go po głębokim przemyśleniu”.
Ten kapłan-męczennik był świadom jak bardzo potrzeba nam zobaczyć, że Bóg kocha każdego człowieka, a to domaga się tego, byśmy i my szanowali siebie i bliźnich. On pochylał się nad ludźmi uciskanymi i wyzyskiwanymi w pracy. Docierał i troszczył się o bezrobotnych, opuszczonych i chorych, wskazując, że to właśnie „Chrystus całym swoim ziemskim życiem pomagał ludziom zrozumieć sens i wartość ludzkiego życia, sens i wartość cierpienia”. Ks. Jerzy wskazywał otwarcie, że jedynym kluczem do zrozumienia sensu ludzkiego cierpienia jest krzyż Jezusa Chrystusa – „znak zwycięstwa dobrego nad złem, życia nad śmiercią, miłości nad nienawiścią”. Rozważając tajemnicę bólu i cierpienia człowieka wołał, że: „Nie ma Kościoła bez krzyża. Nie ma ofiary, uświęcenia i służby bez krzyża. Nie ma trwania i zwycięstwa bez krzyża. Każdy, kto w słusznej sprawie zwycięża, zwycięża przez krzyż i w krzyżu”. Jak bardzo te słowa zrealizowały się w jego życiu i męczeństwie.
Ks. Jerzy wychodził do ludzi poniżanych i domagał się by pozwolić im dochodzić do prawdy, wolności i sprawiedliwości. On był świadom, że tylko taka droga prowadzi do prawdziwego pokoju. Jak bardzo pragnął by właśnie ten pokój panował w naszej Ojczyźnie. Jak bardzo kochał Polskę świadczą o tym te wszystkie Msze św. w intencji Ojczyzny sprawowane w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Jak wiele poświęcenia i ofiary wymagała ta miłość! On kochając wymagał. Wymagał byśmy i my potrafili ją kochać. A co to znaczy? NIE KRADNIJ, NIE WYZYSKUJ, NIE OKŁAMUJ, WYKONUJ SWOJĄ PRACĘ RZETELNIE, MÓDL SIĘ ZA SWOJĄ OJCZYZNĘ I ŻYJ ZGODNIE Z SUMIENIEM!
Ks. Popiełuszko wiedział, że odnowa narodu nie przyjdzie natychmiastowo. Do znużonych i nie wierzących w poprawę, mówił: „Może nam się dziś wydawać, jak nieraz w historii, że przegraliśmy, że toczyliśmy zbędne boje, że niepotrzebnie narażaliśmy się, to jednak musimy wierzyć, że przyjdą czasy, kiedy nasze wysiłki i trudy – dziś bezowocne – będą owocowały dla dobra naszej umiłowanej Ojczyzny”. Mówił to 25 lata temu, a jakże i dziś aktualne są te słowa.
Rozważając to całe przesłanie błogosławionego Ks. Jerzego, wpatrując się w przykład jego kapłańskiego życia, trzeba zadać sobie podstawowe pytanie: Skąd tyle siły? Gdzie nabierał odwagi do walki ze złem? Do walki o to by „bramy piekielne” nie przemogły Kościoła. Niech odpowiedzią na to pytanie będzie zdarzenie z czasów, gdy jako młody kleryk odbywał służbę wojskową. Należał on do „niepokornych”, których określano mianem „buntowników”. Znany jest z tego okresu fakt mężnej postawy Jerzego Popiełuszki w obronie prawa do posiadania różańca. Sam tak opisał to zdarzenie w liście do swego ojca duchownego w seminarium: „Różaniec ten, jak się potem okazało, był tylko pretekstem i zaczęło się od tego, że dowódca plutonu kazał mi zdjąć z palca różaniec, na zajęciach, przed całym plutonem. Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator. Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Ale ja zawsze patrzę głębiej. Wtedy ten dowódca rozkazał mi, żebym poszedł z nim do wyższych władz (...) Tam się zaczęło. (...) Zaczął się wyzywać. Stosował różne metody. Starał się mnie ośmieszyć, poniżyć przed kolegami (..) Boso stałem przez godzinę. Nogi zmarzły, zsiniały. (...) Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarując cierpienia Bogu, jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa!”.
Modlitwa była pokarmem, który dodawał mu sił. Bóg stał się jego mocą i uczynił go niezłomnym obrońcą wiary i godności człowieka. I tak szedł przez swoje życie, które stawało się ofiarą składaną wraz z Chrystusem. Drogą krzyża, która prowadzi do Zmartwychwstania. Nie ugiął się, wytrwał do końca. Bo jak powiedział 4 miesiące przed swoją śmiercią: „Bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa, za parę srebrników jałowego spokoju”.
To całe dziedzictwo, które pozostało nam po tym wielkim Kapłanie staje się dla nas ogromną lekcją prawdy i walki o dobro człowieka i Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą. Jak to wykorzystać? W ostatnich dniach swego życia, w rozważaniach podczas ostatniego prowadzonego przez siebie różańca, ks. Popiełuszko "uczył jak można i trzeba zło dobrem zwyciężać". Mówił wtedy, że trzeba być człowiekiem bogatym w dobro, kierować się sprawiedliwością, prawdą i wreszcie - trzeba być mężnym, i nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno używać przemocy.

Myśl do medytacji:
„Bądźmy więc silni miłością, modląc się za braci błądzących, nie potępiając nikogo, a piętnując i demaskując zło. Prośmy słowami Chrystusa, jako Jego wyznawcy, które On wypowiedział na krzyżu: ‘Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią.’ (Łk 23,34). A nam daj, Chryste, większą wrażliwość na działanie miłości niż siły i nienawiści”.

Wydarzenia:
Oj, wiele się działo w ostatnim czasie. W dniu wczorajszym uczestniczyliśmy w Spotkaniu Młodych na Polach Lednickich. Dziś beatyfikacja ks. Jerzego, a w naszej parafii rozpoczęcie Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej.

Intencje:
Abyśmy zrozumieli słowa św. Pawła, które tak bardzo umiłował bł. ks. Jerzy: "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" i uczynili je programem naszego życia.


niedziela, 4 kwietnia 2010

Czy już powstałem z Chrystusem z martwych?


Ciemność nocy przez którą przedziera się światło Paschalnej Świecy to obraz, który zapisał mi się w sercu po celebracji Liturgii Wigilii Paschalnej. Ciemność, która zostaje przełamana blaskiem Zmartwychwstałego Chrystusa. Ciemność grzechu i śmierci przezwyciężona świętością Najświętszego i Żyjącego Pana. Jakże wielki to blask nadziei. Nadziei, której tak często nam brak. Nadziei, którą mamy głosić i zanosić światu, bo przecież "On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo". Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Człowiek, który został napełniony radością nie chce zatrzymywać jej tylko dla siebie. Pragnie zanieść Dobrą Nowinę, swoje największe szczęście najbliższym. Nie zamyka jej w sobie, ale głosi światu!
Dziś, gdy radujemy się obecnością Zmartwychwstałego pośród nas, chciejmy sami powstać z tego, co nas ogłupia, przygniata i depcze. Chciejmy razem z Chrystusem powstać z martwych, aby zanieść światu blask radości Zmartwychwstania!

Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!


Myśl do medytacji:
"W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy"

Wydarzenia:
Zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa Chrystusa

Intencje:

* abyśmy rozpaleni światłem Zmartwychwstania "dążyli do tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga";

piątek, 2 kwietnia 2010

W tym znaku żwyciężymy

Byłem dziś na Golgocie pod Krzyżem Jezusa. Klęczałem w ciszy na modlitwie i widziałem tłumy ludzi. Z pokornym sercem, jak celnik w świątyni, który "nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu", podchodzili, by całując Krzyż wyznać swoją wiarę i uczcić umęczonego Zbawiciela. Tłumy chrześcijan, ludzi spod tego znaku zwycięstwa, którzy wbrew kąśliwym jękom świata, uciekającego od krzyża mieli odwagę uklęknąć przy Nim, aby zawołać: "oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata". Wtedy właśnie przypomniały mi się słowa wypowiedziane przez Jezusa podczas rozesłania Apostołów: "Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie". Ucieszyłem się, bo pojawiła się na nowo nadzieja, że On znów pokona śmierć, zmartwychwstanie i przed Ojcem wspomni na nas.

Jedno niepozorne spojrzenie na Krzyż Jezusa, tak jak wtedy w życiu Dobrego Łotra, tak i w mojej codzienności może stać się drogą oczyszczenia i nawrócenia. Obym nie zmarnował tak wielkiego Daru Łaski.

Myśl do medytacji:
"Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie świata"

Wydarzenia:
Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa

Intencje:

* o miłość i przyjęcie Krzyża Chrystusowego;

* o jedność wszystkich chrześcijan;

* o beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II;


czwartek, 1 kwietnia 2010

Nad kapłaństwem przy płonącej świecy

Siedzę w kościele. Patrzę na dymiące świece, których światło rozjaśnia delikatnym blaskiem drzwiczki drewnianego tabernakulum wypełnionego Chrystusem w Eucharystii. Siedzę. Słyszę szepty pacierzy odmawianych przez wiernych woli Jezusa chrześcijan, którzy usłyszeli Jego prośbę z Oliwnego Ogrodu: "zostańcie tu i czuwajcie ze Mną". Nagle uświadamiam sobie, że tajemnica tego wielkoczwartkowego wieczoru przeszyła mnie na wylot. Wyrzeźbiła moje serce: "jesteś kapłanem na wieki" - powiedział do mnie Jezus. To właśnie wtedy - prawie dwa tysiące lat temu - wraz z moimi braćmi w prezbiteracie, narodziliśmy się w Kapłańskim Sercu Jezusa. W Sercu Mistrza, który "umiłował swoich na świecie, do końca ich umiłował".

Panie, podczas Ostatniej Wieczerzy rozkochany w swoich Apostołach i ich następcach oraz drżący w trwodze modlitewnego konania w Getsemani! Niech tajemnica tej nocy kształtuje moje serce i sprawi, że raz jeszcze usłyszę Twe słowa wezwania: "Pójdź za Mną!".

Myśl do medytacji:
"Do końca ich umiłował"

Wydarzenia:
Udział we Mszy Krzyżma oraz odnowienie przyrzeczeń kapłańskich w Katedrze Świdnickiej. Rozpoczęcie Triduum Paschalnego w parafii.

Intencje:

* o błogosławieństwo dla wszystkich kapłanów i dar wierności Chrystusowi;

* o wytrwanie dla naszych kleryków;

* o nowe powołania kapłańskie - także z naszej PRZYSTANI;



niedziela, 21 marca 2010

Przyjaźń, pragnienie i napisy na piasku

Lubię zapatrzeć się w starą koptyjską ikonę przyjaźni z około VII wieku "Jezus z Przyjacielem". Jest w niej coś niesamowicie pięknego i poruszającego. Coś, co sprawia, że człowiek pragnie zrobić wszystko, by to jego osoba mogła doświadczyć prostego gestu Jezusa, który obejmuje swym ramieniem przyjaciela. Jakże ten człowiek musi być szczęśliwy, jakże spokojny i błogosławiony. Czuć bliskość Pana, Jego siłę i łagodność, która jednocześnie napełnia nadzieją i odwagą. Patrzę, wpatruję się i słucham słów św. Pawła, które zdają się być wołaniem tegoż ikonowego Mędrca: "wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim". Tak odkrywam drogę prawdziwej przyjaźni w Bogu. Drogę, która sprawia, że mogę z radosnym sercem zawołać: "Zostałem pochwycony przez Chrystusa"! Drogę, czasem trudną i wymagającą, po której "zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie".

I jeszcze jedno pragnienie. Kiedy słucham dzisiejszej Ewangelii
(J 8, 1-11) chciałbym stać się ziemią. Ziemią, po której "Jezus nachyliwszy się pisał palcem". Dlaczego? Myślę, że prawdziwa przyjaźń z Jezusem, musi pozwolić Mu na zapisanie w nas Jego śladu. Śladu, który zawstydza to, co w nas zadufane i egoistyczne - jak uczynił to z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami. Śladu, który dodaje nadziei i podnosi na duchu to, co jest pokorne i szczere - jak było z Niewiastą, która chciała odejść od swej słabości.


Myśl do medytacji:
"Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim, nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa".

Wydarzenia
Trwają parafialne rekolekcje wielkopostne. Dodatkowo głosiłem dziś kazanie na odpuście ku czci św. Józefa w Jodłowniku

Intencje:

* o błogosławione owoce rekolekcji parafialnych;

* o prawdziwą przyjaźń z Jezusem dla naszej Przystani;

* za tych, którzy się nam zagubili, aby usłyszeli od Jezusa: "Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz"

poniedziałek, 15 marca 2010

Ja cię kocham, a ty śpisz...

Kiedy wsłuchuję się w słowa "Przypowieści o synu marnotrawnym" i dostrzegam zawiedzioną miłość kochającego ojca, który doświadcza odejścia swego umiłowanego dziecka, wraca do mnie scena z naszej pielgrzymki do Ziemi świętej. Podczas wędrówki uliczkami Jerozolimy, kiedy przemierzaliśmy Drogę krzyżową, po której w ostatnich godzinach swego życia kroczył Pan Jezus, do naszej grupy podbiegł człowiek, Arab, który chciał zachęcić nas do odwiedzenia jego straganu. Popatrzył na nas i jakby reklamując swój kram oraz chwaląc się znajomością kilku słów, zawołał łamaną polszczyzną „JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”. Uśmiechnęliśmy się i poszliśmy dalej.

Słowa te przez dłuższy czas nie dawały mi spokoju – kiedy patrzyłem na krzyż wracały do Mnie jakby wyrzut Chrystusa, który właśnie tam, na Jerozolimskiej drodze objawił wielkość swojej miłości do mnie, do każdego z nas, a ja? Cóż robię z tą miłością? Czy nie zachowuję się czasami tak jak ten syn z Łukaszowej Ewangelii, który na miłość ojca odpowiedział swoim egoizmem, „odjechał w dalekie strony” rezygnując z obecności dobrego ojca i zanurzył się we śnie swoich byle jakich marzeń: „żył rozrzutnie”, „bawił się bogactwami tego świata”, aż w końcu sięgnął dna.

„JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”? Muszę zadać sobie pytanie, czy czasem nie pojawił się taki sen, który odciąga mnie od Boga? Sen marnotrawnego syna, który próbował swoje życie przeżyć po swojemu, wbrew woli Miłosiernego Ojca. Sen życia tylko według myśli tego świata. Sen życia w ciągłej gonitwie za pieniądzem, pracą, zabawą, przyjemnością, przez który doprowadził się do najbardziej upadlającej sytuacji. Sytuacji, która zrównała go z najbardziej nieczystym w judaizmie ze zwierząt: „Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał”.

Jeśli nasze życie zbudujemy tylko na tych doczesnych złudzeniach, snach, wtedy przegramy je, bo nigdy nie odnajdziemy drogi powrotu do Ojca. Nigdy w sercu nie usłyszymy zbawiennych słów nawróconego syna: „Ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”. Zabraknie nam spotkania z Tym, który patrząc na nasze nawrócenie mógłby zawołać do świętych w niebie: „Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.


Myśl do medytacji:
"Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: »Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada«. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony”

Intencje:


* za tych, którzy prosili o modlitwę;

* o dobre przeżycie rekolekcji parafialnych;

* o nadzieję dla zagubionych;

piątek, 5 lutego 2010

Dzisiejszy świat i wezwanie Chrystusa do miłości

Obserwując otaczający nas świat, walczących ze sobą ludzi, niejednokrotnie przychodzą mi na myśl słowa św. Pawła z Listu do Galatów: „ A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli”.
Coraz częściej można zauważyć, że stajemy się społeczeństwem, które odrzuca drogę miłości i otwartości, a wybiera bardziej lub mniej świadomie izolację, agresję, a nawet nienawiść. Odrzucamy wartości, uciekamy przed wymaganiami wiary i sumienia, a nasze serca opanowuje materializm i chęć łatwego i przyjemnego życia – w myśl słów: „róbta co chceta”.
Prowadzi to do tego, że realizują się pośród nas słowa 17-wiecznego angielskiego filozofa – Tomasza Hobbes’a,: Homo homini lupus Est „Człowiek człowiekowi wilkiem”. Uważał on, że człowiek kieruje się tylko egoizmem i dąży do zaspokajania swoich (tylko swoich) potrzeb. To czarna wizja naszego świata i przyszłości. Czy tak jest? Czy tak być musi?
Myślę, że nie. Jest to dla nas tylko jakiś znak, może przestroga, która napomina, że trzeba coś w tym świecie zmienić – w nas, w sobie zmienić. Że trzeba na nowo usłyszeć to wezwanie Kościoła abyśmy byli świadkami miłości. Najpierw tej płynącej w stronę Pana Boga, a która jest źródłem, siłą, bo jak mówił Chrystus „beze mnie nic uczynić nie możecie”. Ta miłość Boga ma przejawiać się przez to, że czynię wszystko aby być stale z Bogiem, być blisko Niego i utrzymywać z Nim stały kontakt przez modlitwę, lekturę Pisma Św. i sakramenty. Kto kocha Boga, nie może obojętnie patrzeć na to, że deptane jest Jego Prawo, że ludzie odwracają się od Niego, że nie chcą w Niego wierzyć i Mu ufać.
Jeśli tylko prawdziwe pokocham Boga, to wtedy usłyszę Jego słowa zapisane przez św. Jana: „Jakże możecie kochać Boga, którego nie widzicie, jeśli nie kochacie człowieka, którego widzicie”. I tym sposobem od miłości Boga dojdziemy do miłości bliźniego. Bo człowiek, który miłuje drugiego jest doskonałym uczniem Chrystusa i wypełnia Jego Prawo, Jego wolę: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak ja was umiłowałem”.

Myśl do medytacji:
“Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości” św. Jan od Krzyża

Wydarzenia:
Parafialna Pielgrzymka do Ziemi Świętej (od 4 do 12 lutego)

Intencje:
o błogosławione owoce naszego pielgrzymowania śladami Jezusa;

niedziela, 24 stycznia 2010

Jaka ta młodzież?

Ostatnio zostałem "dopadnięty" i "dociśnięty do muru". Postawiono mi kilka pytań na temat naszego duszpasterstwa i młodzieży. Oto kilka luźnych refleksji.


-Jak się zaczęła Księdza praca z młodymi ludźmi?

Praca z młodzieżą rozpoczęła się już w trakcie seminarium. Po pierwszym roku studiów wyjechałem z kolegami na rekolekcje do Taize. Później jako klerycy pomagaliśmy w organizowaniu rekolekcji akademickich dla wrocławskich studentów, uczestniczyliśmy w młodzieżowych cotygodniowych spotkaniach w duchu Taize, jeździliśmy po parafiach naszej diecezji z występami muzycznymi i teatralnymi oraz przygotowywaliśmy powołaniowe dni skupienia dla młodzieży męskiej.

Już jako wikariusz parafialny zostałem mianowany opiekunem scholki. Rozmawiając z zaangażowanymi w nią ludźmi postanowiliśmy zorganizować coś więcej - i tak się zaczęło...


-Skąd się wzięła nazwa duszpasterstwa prowadzonego przez Księdza i co ona oznacza?

Samo duszpasterstwo jest owocem spotkań z młodymi naszej parafii i odpowiedzią na ich pragnienia i postulaty. Dodatkowa motywacja pojawiła się w moim sercu podczas mojego pobytu w Medjugorje i tam ukształtowała się jego wizja.

Nazwa - "Przystań" ma być zachętą do zwolnienia i zatrzymania się nad podstawowymi, głównymi problemami ludzkiego życia i wiary, a także ma oznaczać miejsce pełne spokoju i wyciszenia od zgiełku tego poplątanego często świata.

-Jakie szanse niesie młodym ludziom działalność takich duszpasterstw?

Po pierwsze pomaga pogłębić wiarę, nawiązać relację z Bogiem, ale i drugim człowiekiem. Prowadzi to do tego, że młody człowiek potrafi i chce identyfikować się z Kościołem: „ja też jestem członkiem Kościoła Katolickiego”.


-Co ”oferuje” Przystań młodym ludziom?

1. spotkania grupy teatralnej i scholi - możliwość odkrywania i rozwijania talentów;

2. spotkania grupy biblijnej, modlitewnej i oazowej - to czas pogłębiania i budowania wiary;

3. wspólne akcje pomocy innym ludziom, wyjazdy na wycieczki i górskie rajdy - pomoc w budowaniu relacji z bliźnim oraz wrażliwość na drugiego człowieka;



-Jaką ma ksiądz wizję integracji młodzieży w parafii?

Zawsze podkreślam, że "Przystań" jest duszpasterstwem młodzieży, a więc to młodzi, którzy tu przychodzą są odpowiedzialni za to dzieło - za jego funkcjonowanie, rozwój. To oni mają stać się apostołami, którzy wyjdą do innych (w obecnych czasach nie jest łatwo nam kapłanom trafić do pewnych grup osób). Dzięki takiemu zaangażowaniu świeckich udaje się ich zintegrować - mają wspólny cel, zadania, które uczą ich być ze sobą, wspólnie rozwiązywać problemy.

Bardzo ważny jest w tym wszystkim aspekt duchowy - to grupa modlitewna jest sercem naszego duszpasterstwa.

-Jakie są niebezpieczeństwa dla młodego pokolenia w naszej Ojczyźnie?

Niestety młodzi ludzie bardzo często popadają w pesymizm - jest to owoc frustracji naszego społeczeństwa, które po upadku komunizmu nie potrafi zrealizować zamierzonych pragnień. Kolejny problem to brak umiejętności życia z innymi, brak odwagi w podejmowaniu ważnych i odpowiedzialnych decyzji oraz brak konsekwentnego wypełniania powierzonych zadań czy zobowiązań (to owoc bezstresowego wychowania). Wszystko to prowadzi często do bezcelowości ich życia - nie widzą sensu swojego istnienia, nie czują się potrzebni.

-Co jest ważne dla współczesnego młodego człowieka ?

Myślę, że nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Ile ludzi tyle pragnień. Jedni szukają celu i sensu swego życia, inni pragną się dobrze zabawić, a jeszcze inni żyją w totalnej obojętności.

-Czy powinna istnieć jakaś więź miedzy biskupem a młodzieżą, jeśli tak, to jak ona powinna wyglądać, w czym się przejawiać?

Więź jest bardzo potrzebna. Trzeba jednak być świadomym, że ze względów oczywistych nie jest to łatwe - Biskup nie ma możliwości bezpośrednie spotykać się z każdym mieszkańcem diecezji. Dlatego posyła do parafii kapłanów, którzy są jego reprezentantami. Jednak potrzeba spotkań z samym biskupem - choćby okazyjnych. Dobrą formą są organizowane w naszej diecezji dni młodych, pielgrzymki, czy spotkania podczas wizytacji parafii.

-Czy dzisiejsza młodzież jest tą samą młodzieżą, co za pontyfikatu Jana Pawła II, Jaka jest postawa młodego człowieka w relacji do nauczania papieskiego?

Zbyt krótko pracuję z młodymi aby to ocenić. Myślę jednak, że za mało czasu minęło od śmierci papieża by można było oceniać czy młodzi się zmienili. Trzeba przyznać, że fascynują się jego osobowością, dobrocią czy gestami, jednak znajomość jego nauczania jest znikoma - i tu mamy pole do popisu.



-Dla młodych ludzi śmierć jest czymś abstrakcyjnym. Nie mają jeszcze poczucia jej nieuchronności i nikt ich nie nauczył, jak towarzyszyć umierającym. Kiedyś przy łożu konającego zbierała się cała rodzina, dzieci żegnały się z odchodzącymi dziadkami, pomagały stroić trumnę, modliły się przy niej. Dziś śmierć została odarta z sacrum i wepchnięta za szpitalny parawan. Czy jest szansa, żeby ci młodzi przywrócili jej godność?

Nie zgodzę się z tym, że śmierć jest dla nich czymś abstrakcyjnym. Przecież żyjemy w czasach, które są "cywilizacją śmierci" - wystarczy obejrzeć taki czy inny film, wiadomości. Bardzo często rozmawiam z młodymi na temat przemijania - i to właśnie z ich inicjatywy. Trzeba jednak przyznać, że gubi się pewna tajemniczość śmierci, jej sacrum. Dochodzi do tego, że żyjemy w czasach "pornografii śmierci". A szansa na odwrócenie tego jest zawsze - potrzeba tylko cierpliwości i otwartości.

- W jaki sposób tłumaczyć dzisiejszej zbuntowanej młodzieży wartości ewangeliczne oraz stanowisko Kościoła odnośnie np. środków antykoncepcyjnych?

Nie ma gotowych recept. Ile ludzi tyle sposobów docierania z Ewangelią - indywidualna praca. Zakończyły się czasy masowej ewangelizacji.

Najpierw jednak należy młodym przedstawić Boga jako Ojca, który kocha, a Kościół jako wspólnotę otwartą na człowieka i zatroskaną o jego dobro. Jeżeli tu wzrośnie zaufanie wtedy wymagania będą inaczej przyjmowane.

-Czego by sobie Ksiądz życzył w pracy z młodzieżą?

Najpierw ducha modlitwy i pokory, aby pamiętać, że wszystko jest łaską od Boga.

Także tego bym potrafił wiązać ludzi z Bogiem a nie tylko z sobą, ponieważ duszpasterz młodzieży nie może być "gwiazdorem" lecz świadkiem wiary.

Moim pragnieniem jest takie uformowanie młodych ludzi, aby byli "ambasadorami Jezusa", swoistymi liderami Kościoła, którzy otworzą innych na Jego działalność.