poniedziałek, 31 października 2011

Być świątynią - czyli słów kilka o chrześcijaninie


Dwa tygodnie temu, w niedzielę 16 października przeżywaliśmy dzień, w którym podliczano ilość osób uczestniczących w Eucharystii i przyjmujących komunię świętą.I tu wyłania się smutna rzeczywistość. W skali całego kraju w niedzielnej Mszy uczestniczyło około 40%, a mniej niż połowa z tych osób przyjęła komunię. Co dzieje się z pozostałymi, którzy są większością? Jak wyglądają te ich świątynie, którymi są oni sami? 60% chrześcijan, a więc 60% duchowych świątyń jest ruiną, miejscem pustym, zniszczonym. Może wobec tego wracamy do czasów poprzedniego systemu, kiedy to wiele kościołów i kaplic zamieniano na sklepy, magazyny.

Przecież często można usłyszeć takie oto wymówki:
• Nie byłem w kościele bo musiałem jechać na zakupy (człowiek, który jest świątynią Boga sam siebie zamienił na sklep)
• Nie byłem w kościele, nie modlę się bo muszę jechać na mecz, iść na trening (człowiek, który jest świątynią Boga sam siebie zamienił na salę sportową)
• Nie byłem w kościele, nie modlę się, bo oglądałem ważny film, siedziałem przy komputerze (człowiek, który jest świątynią Boga sam siebie zamienił na kino czy salę komputerową)
• Nie biorę ślubu kościelnego – choć nie ma żadnych przeszkód - bo muszę sprawdzić swojego partnera czy się nadaje (człowiek, który jest świątynią Boga sam siebie zamienia na… - powiedzmy kulturalnie cudzołożnika)
• Nie chodzę do spowiedzi, bo nie lubię, mam uraz, nie potrzebuję (człowiek, który jest świątynią Boga sam siebie zamienia na miejsce przepełnione grzechem, złem, diabłem)

Czy Bóg, czy wspólnota Kościoła może pochwalać takie zachowanie? Zachowanie rujnowania tego co święte, Boże? Czy żona, mąż, rodzic, dziadkowie, mogą pochwalać takie zachowanie swoich bliskich? Jeśli wierzą, kochają i troszczą się o ich dobro – nie.
Co uczynić? Trzeba wziąć się do duchowej pracy. Podpowiedź daje nam dziś Ewangelia, w której dostrzegamy osobę Zacheusza. Chciał on zobaczyć Jezusa, ale będąc w tłumie nie mógł tego uczynić. Wszedł na drzewo – podjął trud wspinaczki. Tak też jest i z nami. Nie możemy siedzieć w szarym tłumie niby katolików, nie możemy w imię rzekomej tolerancji pozwalać na to, aby wyśmiewano, obrażano nasze wartości czy symbole religijne. Rodzice muszą na nowo poczuć się odpowiedzialni za duchowe wychowanie swych dzieci. Razem uczestniczyć we Mszy, przypominać o potrzebie modlitwy i uczyć jej. Małżonkowie także mają obowiązek mobilizować się do życia wiarą.
Kochani! Jeśli jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami to przecież ma mieszkać w nas Jezus! Nie wolno zamykać się na Jego obecność, mówiąc modlę się, chodzę do kościoła czy spowiedzi wtedy kiedy mam potrzebę! Bzdura! Ciekawe jak byście zareagowali gdyby w kościele odprawiana była Msza wtedy kiedy my - księża – mielibyśmy na to chęć (dziś tak, ale jutro, czy za tydzień – może sobie odpuścimy). Pewnie byłoby zgorszenie!!! A przecież wszyscy jesteśmy świątyniami Boga, a więc nasze serca mają być wolne od grzechu, aby mieszkał w nich Bóg. W nas ma rozbrzmiewać Słowo Boże i modlitwa czy sakramenty – bo taki jest charakter świątyni Bożej. Czy tak jest z nami?
I jeszcze na zakończenie. Kilka dni temu zafascynowała mnie historia małej dziewczynki Glorii Strauss. W wieku 7 lat dowiedziała się, że choruje na bardzo ciężki przypadek raka kości. W książce opisującej jej czteroletnie zmaganie się z nieuleczalną chorobą znajdują się takie oto słowa: „Dziewczynka leżała przed nami słaba i smutna. Siedmiolatka rozmyślająca o śmierci. Teraz, w najstraszliwszym momencie swojego młodego życia, kiedy leżała wyczerpana, martwiła się o osoby, które ją wspierały. Godzinę przed zabiegiem rodzina zebrała się wokół jej szpitalnego łóżka aby się pomodlić, w nadziei że zostanie uzdrowione jej wyniszczone i słabe ciałko. Ona płakała.
- Boisz się? – zapytała mama.
- Boję się, że mogę umrzeć. Nie dlatego, że boję się śmierci, ale dlatego, że ludzie się za mnie modlą. Boję się, że jeśli umrę oni stracą wiarę".
Może dziś przychodzi taki czas, kiedy wzorem tej małej dziewczynki doświadczonej ogromnym cierpieniem i świadomością umierania, powinniśmy jeszcze bardziej pomartwić się nie o nasze majątki, nawet nie o zdrowie, pracę, czy udane życie, ale właśnie o naszą wiarę. Wiarę własną i naszych bliskich. Wiarę, która sprawia, że jesteśmy Świątynią Boga. Bo jak powiedział dziś do nas św. Paweł: „Jeśli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg”.

Myśl do medytacji:

„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”.


Wydarzenia:

Ostatnie kilka dni minionego tygodnia to udział w kapłańskich rekolekcjach w Zakopanem. Wyjazd do Rzeszowa i Dukli oraz Opola.

Intencje:

* za wszystkie dzieci cierpiące na chorobę nowotworową i inne nieuleczalne choroby i za ich rodziców;

* o gorliwość dla wszystkich chrześcijan i pragnienie świętości;

* o niebo dla zmarłych cierpiących w czyśćcu;


poniedziałek, 17 października 2011

Sól i oblicze smutnej rzeczywistości


Daleki jestem od dyskusji politycznych. Jednak... Od kilku dni przyglądam się i przysłuchuję wrzawie i paplaninie wielu osób, które w duchu odpowiedzialności za Polskę powinni być naszą elitą. Smutny krajobraz. Plucie na krzyż, Kościół i wartości. Obśmiewanie ludzi wiary w imię pseudo tolerancji. I jeszcze lansowanie w mediach czy koleżeńskich dyskusjach tego typu skandalicznych zachowań. Jako człowiek jestem zniesmaczony poziomem dyskusji. Jako chrześcijanin, katolik zaczynam mobilizować się do odważniejszego składania świadectwa wiary. Jako kapłan proszę Boga o pokój serca i mądrość słowa oraz ducha mądrości w narodzie. I zachęcam - nie bójmy się wreszcie przyznawać do wiary. Choć dzisiaj mówi się, że to nie jest normalne. A co jest normalne? Może bezwstyd? Może brak kultury i szacunku? A może amoralność i rozwiązłość? To wszystko już było! Historia zatacza koło! Było i rozpadło się. Warto wziąć sobie to do serca i rozważyć zachętę Jezusa, który prosi, a może dziś nawet nakazuje, abyśmy byli solą, która czasem nadaje smaku ale i szczypie oraz światłem, które rozświetla ciemność i obnaża brud i nieład. Odwagi!!!


Myśl do medytacji:

„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”. (Mt 5,13-16)

Wydarzenia:

Wiele by opisywać po tak długiej przerwie. Przepraszam tych wszystkich, którzy oczekiwali na jakiś znak pisanej obecności i dziękuję za mobilizujące meile i rozmowy.

Intencje:

* o mądrość w narodzie;

* o światło Ducha Świętego dla kapłanów;

* o ducha modlitwy i wiary dla młodzieży;


niedziela, 6 marca 2011

Przyjaźń twarda jak skała


W dniu wczorajszym rozpoczęliśmy w naszej parafii bezpośrednie przygotowanie do beatyfikacji Jana Pawła II. Kiedy słucham dzisiejszej Ewangelii uświadamiam sobie jak bardzo jego życie było osadzone na Jezusie, który stał się fundamentem, skałą jego słów, myśli i uczynków. Przychodzą tutaj na myśl słowa św. Pawła z Listu do Galatów: "Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus". Jak wielka była miłość i przyjaźń Jana Pawła II z Jezusem. Jak odważnie realizował on słowa Tego, którego przyjął jako swego Mistrza: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”. Takie rozumienie chrześcijańskiej przyjaźni z Jezusem sprawiło, że Ojciec święty stał się i dla nas skałą, opoką, na której Chrystus budował Swój Kościół w naszych sercach. Tak może być i z nami jeśli nie będziemy bali się twardej, ale i wspaniałej przyjaźni. Ona, będąc skałą i fundamentem codzienności, ochroni nas przed klęską rozczarowań, beznadziejności i rozsypania się domu naszego błogosławionego życia.


Myśl do medytacji:
„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony”. (Mt 7,24-25)

Wydarzenia:
Po feriach ruszyliśmy pełnią sił do pracy. Wiele spotkań, rozmów i ważnych decyzji. Wczoraj byliśmy w kinie na filmie "Ludzie Boga" oraz rozpoczęliśmy nowennę sobót przed beatyfikacją JP II.

Intencje:

* abyśmy przyjęli dziedzictwo, które nam pozostawił Jan Paweł II;

* o światło Ducha Świętego na czas organizacji i prowadzenia Diecezjalnego Dnia Skupienia dla młodzieży: "Zapatrzeni w JP II";

* o odwagę wiary i konsekwentnego kroczenia za Jezusem dla Przystaniowiczów;


niedziela, 20 lutego 2011

Kogo słucham i jak żyję?


Często mówimy, że świat się zmienia, ludzie się zmieniają i Kościół nie może być tak skostniały - powinien sobie odpuścić w pewnych kwestiach, bo to jest związane z wielkim trudem, cierpieniem, wysiłkiem. Po co tak twardo stoi na straży Dekalogu i prawa moralnego? Tylko czy jeśli Kościół sobie odpuści, czy jeśli ja jako uczeń, naśladowca Jezusa, sobie odpuszczę, czy wtedy będę mógł spokojnie patrzeć na Chrystusa, który z wysiłkiem, bólem i ogromnym trudem dźwigał krzyż na Golgotę, aby tam umrzeć dla nas. Czy wtedy ze spokojnym sumieniem Kościół, a więc i ja, będzie mógł słuchać słów z dzisiejszej Ewangelii: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.
Chrystus znajdował się w podobnej sytuacji, jakiej doświadcza dzisiejszy Kościół. Jego uczniowie próbowali zachęcić Go do tego, aby jako miłosierny i dobrotliwy nauczyciel obniżył wymagania przykazań, aby sobie i im zaoszczędził wysiłku. Nie taka jednak była Jego wola. Mówi „słyszeliście” – to, to i to co mówi świat… „ale ja wam powiadam” – że będzie tak, tak i tak. Jezus uświadamia swoim uczniom, a więc i nam, że ich serca, że nasze serca są ciągle pod wpływem tego co mówi świat, który daleki jest od zasad wiary. A czego ten świat naucza i jak odpowiada mu dziś Bóg? Parafrazując słowa Ewangelii, można powiedzieć chociażby tak: Słyszeliście, że powiedziano, iż powinniśmy pracować także w niedzielę i święta, bo wtedy będziemy bogatsi i lepiej będzie nam się żyło, ale ja wam powiadam „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Słyszeliście, że powiedziano, iż dzięki dokonywanym aborcjom nie będą rodziły się chore dzieci, a gdy dokonacie eutanazji starzy ludzie nie będą cierpieć, ale ja wam powiadam „Nie zabijaj”. I jeszcze: Słyszeliście, że powiedziano żyj lekko, łatwo i przyjemnie, a ja wam powiadam „Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Wiele takich analogicznych słów można by tu przytoczyć. Pokazują one jedno - świat często wskazuje nam to, co wcale nie jest Bożym myśleniem, choć na pierwszy rzut oka jest kuszące i łatwe. Ważne jest, abyśmy to dziś zrozumieli. Abyśmy pojęli, że nie wolno nam zmieniać Prawa Bożego, poprawiać Stwórcy, który jest samą Mądrością. To my mamy dostosowywać się do Pana Boga, a nie On do nas, bo gdyby tak się stało, że zaczniemy zmieniać Boże nakazy, to wtedy my uczynimy siebie Bogami i wejdziemy na drogę pogaństwa.



Myśl do medytacji:
”Czyż i poganie tego nie czynią?”. (Mt 5,47b)

Wydarzenia:
Pierwszy tydzień ferii za nami. Udało się zorganizować wyjazd dla naszej młodzieży do Wrocławia, na Ślężę. Nawet trochę wyszaleliśmy się na sobotniej zabawie karnawałowej.

Intencje:

* o umiejętność słuchania Boga, który mówi w Kościele;

* o siły dla prześladowanych chrześcijan;

* o niebo dla kapłana zamordowanego w Tunezji;


niedziela, 13 lutego 2011

Trud wiary, która zdobywa szczyty


Lubię zatrzymywać się nad wydarzeniem i przesłaniem Kazania na Górze, które bardzo często nazywane jest sercem Ewangelii. Oto widzimy tam Jezusa, który wraz ze swoimi uczniami przebywa na górze błogosławieństw. Kto z nas chodzi po górach wie, że aby tam się dostać Jezus musiał włożyć wiele wysiłku – i tak na pewno było. Po wielkim trudzie swego zmierzania na szczyt dotarł tam i poprowadził za sobą swych uczniów. A więc wysiłek, trud i pokonanie samego siebie stały u początku tego błogosławionego nauczania - ”Jezus widząc tłumy, wyszedł na górę”.
Dlaczego akurat te tak istotne dla chrześcijaństwa słowa wygłaszane są właśnie na górzystym wzniesieniu? Na pewno jest to odniesienie do sytuacji ze Starego Testamentu, kiedy to Mojżesz musiał wejść na Górę Horeb, aby otrzymać od Boga 10 przykazań. Znowu trud i wysiłek, stały u początku odnalezienia Prawa, które Bóg kieruje do człowieka. Kolejna górska wyprawa Chrystusa poprowadzi Go na górę Tabor i wysiłek tej wspinaczki zaowocuje przemienieniem i objawieniem się Chwały Bożej. Później Jezus niosąc krzyż podejmie trud wejścia na górę Golgoty, aby na niej dokonało się zbawienie. Na końcu zaś swojego przebywania na ziemi z mozołem wkroczy na górę Oliwną, aby po jej zdobyciu wstąpić do nieba.
Takie górzyste umiejscowienie ważnych wydarzeń biblijnych pokazuje nam, że życie wiary, że historia zbawienia związane są z potrzebą podjęcia wysiłku, pokonywania samego siebie. Ale o tym świadczy nie tylko fizyczne zmęczenie Jezusa i Jego uczniów, którzy musieli zdobywać górskie szczyty. Otóż Ewangelia wyraźnie nam pokazuje, że Jezus jako nauczyciel i wychowawca ciągle podnosi swoim uczniom poprzeczkę. Ciągle wzywa ich do wysiłku i wymagania od siebie. Na początku Kazania na Górze wypowiada słowa: „ Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo proroków. Przyszedłem nie po to, aby je znieść, ale wypełnić”. To słowo „wypełnić” oznacza tyle co uzupełnić, udoskonalić. A więc podnieść poprzeczkę, postawić odważniejsze wymagania czy wreszcie zmobilizować do większej gorliwości. Chrystus komentując Dekalog wzywa swych słuchaczy do jeszcze odważniejszego, czujniejszego wypełniania jego przesłania. Czy takie jest nasze dzisiejsze patrzenie na chrześcijaństwo? Czy jako wspólnota uczniów Jezusa szukamy tego co bardziej wymagające w wierze? Czy raczej próbujemy obniżać poprzeczkę wiary i usprawiedliwiać się takim czy innym wydarzeniem?
Różne sytuacje można zaobserwować w naszej chrześcijańskiej wędrówce przez ten świat. Zaniedbania w modlitwie porannej i wieczornej (dwa razy dziennie) oraz uczestnictwie w niedzielnej Eucharystii (raz w tygodniu) – a Jezus wcale nie mówił: módlcie się dwa razy na dzień i przychodźcie raz w tygodniu na Mszę św. On powiedział „nieustannie się módlcie” - a my mamy problem nawet z minimum. I jeszcze, chociażby wyśmiewanie się z nauczania Kościoła i odrzucanie Jego autorytetu, choć On powiedział do Apostołów, czyli pierwszych biskupów i kapłanów: „kto was słucha, Mnie słucha, a kto Wami gardzi, Mną gardzi”. Czy na drodze wiary wymagamy od siebie?
W Księdze Kapłańskiej słyszymy słowa: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz.” Do takiej doskonałości, do świętości nie dochodzi się bez wyrzeczeń, trudu i poświęcenia. Wiara ma to wpisane w swoją istotę. Chrystus powiedział: „Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”. Ten wysiłek prowadzi do prawdziwego szczęścia, jakim jest Bóg. Podobnie jak w górskiej wspinaczce ten właśnie trud, ofiara pozwala wejść na szczyt, aby z góry popatrzeć na świat, spojrzeć na życie z innej perspektywy, przeżyć chwile prawdziwego szczęścia i doświadczyć prawdziwej wolności. Jezus zaprasza nas właśnie na taką wyprawę, a chrześcijanin to ktoś, kto jest w drodze na tę górę. Chrześcijanin to ktoś kto nie boi się wysiłku. Ale chrześcijanin to także ktoś kto ufa swojemu Przewodnikowi.

Myśl do medytacji:
”Jezus widząc tłumy, wyszedł na górę”. (Mt 5,1a)

Wydarzenia:
Zbliżają się ferie. Pora tak zaplanować czas, aby jego ilość nie poprowadziła do lenistwa, lecz umocniła na drodze wiary i obowiązków.

Intencje:

* o dobre przeżycie ferii;

* o dar wiary, która będzie prowadziła do odważnego kroczenia za Jezusem;

* o pokój na świecie;


poniedziałek, 31 stycznia 2011

Powołanie ... i co dalej?


Z natury nie jestem pesymistą i lubię z nadzieją patrzeć w przyszłość. Jednak gdy rozmawiam z młodymi ludźmi, których spotykam w szkole lub podczas wizyty duszpasterskiej, pojawia się pewien lęk. Coraz częściej nie potrafią oni określić drogi swojego życia, która ma prowadzić przez codzienność ku świętości. Brak sprecyzowanych pragnień, marzeń, celów. Na stawiane pytanie o dorosłą przyszłość słyszę odpowiedź: "nie mam pojęcia", "coś się wymyśli", "jakoś to będzie". Skąd takie zagubienie? Dlaczego nie potrafimy odnaleźć swojego powołania?
Myślę, że powodem takich dramatów jest osamotnienie w podejmowaniu decyzji, brak otwarcia na głos przewodników życiowych, którzy jako autorytety pomogliby przejść przez trudne pytania. Aby umocnić się potrzeba powrócić do modlitwy o rozeznanie powołania. Trzeba umieć słuchać tych, którzy znają nas, kochają i pragną wspierać. Trzeba umieć słuchać i wyciągać wnioski. Nikt sam nie może być sędzią w swojej sprawie, bo jak mawiał św. Franciszek: "jeśli będę za przewodnika miał samego siebie, to tym moim przewodnikiem będzie osioł".

Myśl do medytacji:
"Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu". (1 Kor 1,26)

Wydarzenia:
Dobiega końca czas kolędowych wizyt. Chodzę, chodzę i słucham ....

Intencje:

* o dobre owoce przygotowania do beatyfikacji JP II;

* o mądrość dla naszej młodzieży i jej przewodników;

* o dar macierzyństwa i ojcostwa dla tych, którzy oczekują i pragną potomstwa;