poniedziałek, 15 marca 2010

Ja cię kocham, a ty śpisz...

Kiedy wsłuchuję się w słowa "Przypowieści o synu marnotrawnym" i dostrzegam zawiedzioną miłość kochającego ojca, który doświadcza odejścia swego umiłowanego dziecka, wraca do mnie scena z naszej pielgrzymki do Ziemi świętej. Podczas wędrówki uliczkami Jerozolimy, kiedy przemierzaliśmy Drogę krzyżową, po której w ostatnich godzinach swego życia kroczył Pan Jezus, do naszej grupy podbiegł człowiek, Arab, który chciał zachęcić nas do odwiedzenia jego straganu. Popatrzył na nas i jakby reklamując swój kram oraz chwaląc się znajomością kilku słów, zawołał łamaną polszczyzną „JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”. Uśmiechnęliśmy się i poszliśmy dalej.

Słowa te przez dłuższy czas nie dawały mi spokoju – kiedy patrzyłem na krzyż wracały do Mnie jakby wyrzut Chrystusa, który właśnie tam, na Jerozolimskiej drodze objawił wielkość swojej miłości do mnie, do każdego z nas, a ja? Cóż robię z tą miłością? Czy nie zachowuję się czasami tak jak ten syn z Łukaszowej Ewangelii, który na miłość ojca odpowiedział swoim egoizmem, „odjechał w dalekie strony” rezygnując z obecności dobrego ojca i zanurzył się we śnie swoich byle jakich marzeń: „żył rozrzutnie”, „bawił się bogactwami tego świata”, aż w końcu sięgnął dna.

„JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”? Muszę zadać sobie pytanie, czy czasem nie pojawił się taki sen, który odciąga mnie od Boga? Sen marnotrawnego syna, który próbował swoje życie przeżyć po swojemu, wbrew woli Miłosiernego Ojca. Sen życia tylko według myśli tego świata. Sen życia w ciągłej gonitwie za pieniądzem, pracą, zabawą, przyjemnością, przez który doprowadził się do najbardziej upadlającej sytuacji. Sytuacji, która zrównała go z najbardziej nieczystym w judaizmie ze zwierząt: „Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał”.

Jeśli nasze życie zbudujemy tylko na tych doczesnych złudzeniach, snach, wtedy przegramy je, bo nigdy nie odnajdziemy drogi powrotu do Ojca. Nigdy w sercu nie usłyszymy zbawiennych słów nawróconego syna: „Ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”. Zabraknie nam spotkania z Tym, który patrząc na nasze nawrócenie mógłby zawołać do świętych w niebie: „Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.


Myśl do medytacji:
"Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: »Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada«. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony”

Intencje:


* za tych, którzy prosili o modlitwę;

* o dobre przeżycie rekolekcji parafialnych;

* o nadzieję dla zagubionych;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz