niedziela, 21 marca 2010

Przyjaźń, pragnienie i napisy na piasku

Lubię zapatrzeć się w starą koptyjską ikonę przyjaźni z około VII wieku "Jezus z Przyjacielem". Jest w niej coś niesamowicie pięknego i poruszającego. Coś, co sprawia, że człowiek pragnie zrobić wszystko, by to jego osoba mogła doświadczyć prostego gestu Jezusa, który obejmuje swym ramieniem przyjaciela. Jakże ten człowiek musi być szczęśliwy, jakże spokojny i błogosławiony. Czuć bliskość Pana, Jego siłę i łagodność, która jednocześnie napełnia nadzieją i odwagą. Patrzę, wpatruję się i słucham słów św. Pawła, które zdają się być wołaniem tegoż ikonowego Mędrca: "wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim". Tak odkrywam drogę prawdziwej przyjaźni w Bogu. Drogę, która sprawia, że mogę z radosnym sercem zawołać: "Zostałem pochwycony przez Chrystusa"! Drogę, czasem trudną i wymagającą, po której "zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie".

I jeszcze jedno pragnienie. Kiedy słucham dzisiejszej Ewangelii
(J 8, 1-11) chciałbym stać się ziemią. Ziemią, po której "Jezus nachyliwszy się pisał palcem". Dlaczego? Myślę, że prawdziwa przyjaźń z Jezusem, musi pozwolić Mu na zapisanie w nas Jego śladu. Śladu, który zawstydza to, co w nas zadufane i egoistyczne - jak uczynił to z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami. Śladu, który dodaje nadziei i podnosi na duchu to, co jest pokorne i szczere - jak było z Niewiastą, która chciała odejść od swej słabości.


Myśl do medytacji:
"Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim, nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa".

Wydarzenia
Trwają parafialne rekolekcje wielkopostne. Dodatkowo głosiłem dziś kazanie na odpuście ku czci św. Józefa w Jodłowniku

Intencje:

* o błogosławione owoce rekolekcji parafialnych;

* o prawdziwą przyjaźń z Jezusem dla naszej Przystani;

* za tych, którzy się nam zagubili, aby usłyszeli od Jezusa: "Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz"

poniedziałek, 15 marca 2010

Ja cię kocham, a ty śpisz...

Kiedy wsłuchuję się w słowa "Przypowieści o synu marnotrawnym" i dostrzegam zawiedzioną miłość kochającego ojca, który doświadcza odejścia swego umiłowanego dziecka, wraca do mnie scena z naszej pielgrzymki do Ziemi świętej. Podczas wędrówki uliczkami Jerozolimy, kiedy przemierzaliśmy Drogę krzyżową, po której w ostatnich godzinach swego życia kroczył Pan Jezus, do naszej grupy podbiegł człowiek, Arab, który chciał zachęcić nas do odwiedzenia jego straganu. Popatrzył na nas i jakby reklamując swój kram oraz chwaląc się znajomością kilku słów, zawołał łamaną polszczyzną „JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”. Uśmiechnęliśmy się i poszliśmy dalej.

Słowa te przez dłuższy czas nie dawały mi spokoju – kiedy patrzyłem na krzyż wracały do Mnie jakby wyrzut Chrystusa, który właśnie tam, na Jerozolimskiej drodze objawił wielkość swojej miłości do mnie, do każdego z nas, a ja? Cóż robię z tą miłością? Czy nie zachowuję się czasami tak jak ten syn z Łukaszowej Ewangelii, który na miłość ojca odpowiedział swoim egoizmem, „odjechał w dalekie strony” rezygnując z obecności dobrego ojca i zanurzył się we śnie swoich byle jakich marzeń: „żył rozrzutnie”, „bawił się bogactwami tego świata”, aż w końcu sięgnął dna.

„JA CIĘ KOCHAM, A TY ŚPISZ”? Muszę zadać sobie pytanie, czy czasem nie pojawił się taki sen, który odciąga mnie od Boga? Sen marnotrawnego syna, który próbował swoje życie przeżyć po swojemu, wbrew woli Miłosiernego Ojca. Sen życia tylko według myśli tego świata. Sen życia w ciągłej gonitwie za pieniądzem, pracą, zabawą, przyjemnością, przez który doprowadził się do najbardziej upadlającej sytuacji. Sytuacji, która zrównała go z najbardziej nieczystym w judaizmie ze zwierząt: „Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał”.

Jeśli nasze życie zbudujemy tylko na tych doczesnych złudzeniach, snach, wtedy przegramy je, bo nigdy nie odnajdziemy drogi powrotu do Ojca. Nigdy w sercu nie usłyszymy zbawiennych słów nawróconego syna: „Ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”. Zabraknie nam spotkania z Tym, który patrząc na nasze nawrócenie mógłby zawołać do świętych w niebie: „Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.


Myśl do medytacji:
"Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: »Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada«. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony”

Intencje:


* za tych, którzy prosili o modlitwę;

* o dobre przeżycie rekolekcji parafialnych;

* o nadzieję dla zagubionych;