piątek, 20 lipca 2012

Niepokój duszpasterza ....

Ostatnie wolne od zajęć lekcyjnych i innych obowiązków dni pozwoliły mi na trochę obserwacji i przemyśleń. Zacząłem podsumowanie moich pięciu lat pracy wśród młodych ludzi. Nie jestem pesymistą i nie lubię narzekania oraz patrzenia na świat w czarnych kolorach, ale .....
Coś dzieje się nie tak! Są lata formacji, wspólnych modlitw, rekolekcji, indywidualnych rozmów. Pojawia się nawet pasja młodych, którzy chcą pójść za Jezusem, żyć życiem Kościoła - wspólnoty. To wszystko jest. Jednak gdy wolność decydowania o sobie i swoim życiu staje się coraz większa coś pęka. Zaczyna brakować odwagi przyznawania się do ewangelicznych wartości. Nie ma już czasu na rekolekcje, modlitwę, bo tyle spraw i nowych fascynacji, które dalekie są od wcześniejszych ideałów. Znika także chęć poświęcenia się dla wspólnoty bo trzeba zająć się sobą, swoim życiem, swoimi marzeniami......
I tu rodzi się mój niepokój! Niepokój, który nie wynika ze smutku, że coś mi się nie udało. Niepokój, który płynie z faktu, że Ci, którym tak wiele dano i tak zaufano stracili i podeptali swój skarb. Modląc się za nich widzę i słyszę smutnego Jezusa, który mówi słowami Apokalipsy: "mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości.Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! Jeśli zaś nie - przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie nawrócisz".
Nie tracę jednak nadziei (choć nie jest to łatwe) i trwając na modlitwie ufam, że Ci którzy się zagubili powrócą, a życie ich będzie spełnieniem przypowieści o Synu marnotrawnym: "był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". 

***

Przedzieram się przez ciemności moich wyobrażeń.
Ciągle pragnę uchwycić iskierkę nadziei.
Iskrę oderwaną się od Tego, który jest Światłem prawdziwym.
Na próżno - sam jestem w ciemności.
Moje ja staje się cieniem.
Jednak ufam, że trafię do światła,
bo gdzie jest cień, tam jest i Płomień, który rodzi blask.

***